wtorek, 19 kwietnia 2016

BIEGACZE KŁAMIĄ




Chciałbym dzisiaj Wam przedstawić pewny temat, dla zabawy, z dystansem do siebie - dotyczy on tego jak my biegacze, może nie wszyscy, ale pewnie większość z Nas, zachowuje się w pewnych sytuacjach niezależnie od kraju pochodzenia. To co obserwuję we Włoszech w biegowych sferach, widzę na co dzień rówież w Polsce, choć nie mogę powiedzieć tego samego jeśli chodzi o mentalność niebiegjących. To potwierdza, że biegacze, to jedna duża międzynarodowa rodzina.
Biegacz, tak jak każda osoba, która ma jakieś uzależnienie to kłamczuch. Przez brak endorfin tak jak pod wpływem endorfin byłby w stanie mówić cokolwiek, żeby osiągnąć biegowy cel. Nigdy nie można mu ufać.
Kłamie kiedy mówi o kilometrach. Zawsze będzie dodawał km jeśli chce być ciekawszy kiedy z kimś rozmawia i zawsze będzie je odejmował kiedy chce pokazać że ma dobre wyniki bez ciężkich treningów.
Kłamie kiedy mówi o kosztach. Bieganie, to pewien koszt: buty, ciuchy, wpisowe. Czasami jest świadomy tego, że to duże koszty. Dlatego będzie bardzo niedokładny co do odpowiedzi na pytanie „ile kosztowały te buty?- „nie no mało, znalazłem super ofertę”, „Naprawdę potrzebowałeś jeszcze jeden zegarek?”- ” wiesz, była taka cena, że nie można było tego nie kupić”, ”Co to znaczy że maraton w Tokyo nie jest taki drogi?” – „znalazłem super cenę na lot i wcale nie jest droższy od Berlina”...(zapominając że mimo „taniego” lotu hotel jest od cholery drogi).
Kłamie kiedy mówi o zawodach. „W tę niedzielę znowu startujesz?” – „Nie nie, spotykam się z kolegami”. To nie prawda – nawet dawno temu już się zapisał na ten bieg.
Kłamie ze sobą. “Kurcze naprawdę potrzebowałem te buty, te co kupiłem miesiąc temu już się nie nadają”, “To mega oferta!Za taką cenę już nie znajdę!”.”Tamte buty do błota są ok ale nie do takiego co będzie na Łemkowynie”.
Biegacz nienawidzi wszystko co się dzieje w niedzielę rano poza bieganiem, czyli komunie, śluby, rocznice, urodziny, lunchy z kuzynami – wtedy nie może ani trenować ani startować, jest wściekły, obrażony na cały świat i na całą rodzinę i ma nadzieje że coś złego w ostatniej chwili się wydarzy i że nic z tych spotkań nie będzie, wtedy będzie mógł uciekać do lasu. To będzie jego perfidna zemsta.

No więc tak…jesteśmy kłamcami... ale w sumie czy jest coś w tym złego? Czy każda pasja musi być racjonalna?

Powiem Wam szczerze że większość tego co pisałem jest też o mnie, a teraz....wasza kolej!Ręka do góry czy też tak macie :)

*Zbieżność wydarzeń przypadkowa. Autor nie ponosi odpowiedzialośi jeśli tekst przeczyta twoja żona/mąż, dziewczyna/chłopak czy teściowa i będziesz miał przerąbane :)

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

4 PYTANIA KTÓRE MUSISZ SOBIE ZADAĆ ZANIM PRZEKROCZYSZ KOLEJNĄ METĘ


Kiedy zacząłem biegać Ultra tak się zajarałem tymi biegami że porywałem się na wszystko, bo ciągle chciałem więcej i więcej..i wiecie co? Nie wyszło. Dlaczego? Bo nie byłem gotowy. Po takiej sytuacji w Łemkowynie przeanalizowałem wszystko i doszedłem do wniosku, że nie wydarzyłoby się to gdybym zadał sobie kilka pytań.
Co to za pytania? Zaraz je Wam przedstawię. Może dzięki temu Wam będzie łatwiej się zmotywować i osiągnąć sukces. A przede wszystkim uniknięcie porażki i rozczarowań.
Ciężka praca, żeby dążyć do celu to coś co ludzie robią codziennie, niezależnie od rodzaju wysiłku. Mieć lepsze stanowisko w firmie, schudnąć, lepszy czas na 5 km, robić brzuszki żeby mieć kaloryfer, uczyć się kolejnego języka: to przykłady niektórych pomysłów do zrealizowania.
Istnieją różne mety dla każdego z nas ale prawda jest taka, że nie zawsze nam się uda je przekroczyć. Dobrze wiem że to co piszę nie działa motywacyjnie, ale niestety czasami tak po prostu jest.
Z drugiej strony są osoby którym się udaje wszystko co sobie zaplanują: dlaczego? Może dlatego, że znają swoje ograniczenia, że są w stanie poprawnie ustalić jakie są ich priorytety i że prawdopodobnie mają odpowiednią motywację. Osoba która nigdy nie startowała na 5 km, ale która zdecydowała to zrobić dla żony czy babci żeby im dedykować takie osobiste „zwycięstwo” prawdopodobnie da radę osiągnąć taki cel. Z kolei facet który po raz pierwszy startuje bo kolega też to robi może mieć problem z osiągnięciem celu dlatego, że motywacja jest w tym przypadku niewystarczająca.
Żeby właśnie nie było tak jak pisałem powyżej, za każdym razem kiedy się zastanawiasz nad startem, niezależnie od dystansu czy bieg będzie w górach czy po asfalcie, powinieneś sobie zadać 4 pytania :
1.      Dlaczego chcę to robić?
2.      Dlaczego teraz się na to zdecyduję?
3.      Jakie znaczenie będzie to miało dla mnie jeśli mi się uda?
4.      Jakie znaczenie będzie to miało dla mnie jeśli mi się nie uda?

Taki prosty sposób pomoże Ci wyjaśnić co to znaczy dla Ciebie następna meta, jakie ma miejsce w Twoim życiu i czy to jest to czego naprawdę chcesz.
Ja tak robię ze startami Ultra: wolę zawsze się upewnić czy 100 km to coś dla mnie czy nie lepiej by było startować na 30 lub 65 km, prawie wszędzie już mamy taki wybór.

Pamiętaj o jednym: jeśli Twoje odpowiedzi na tę pytania będą niejasne lub nie będziesz wiedział co powiedzieć, to znaczy że to co masz zamiar robić nie jest dla Ciebie. Po prostu. Wtedy będziesz mógł się skupić nad innymi startami, nic w tym złego.

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Z serii „Terzoni poleca” : gdzie jeść w Zakopanem


Od kiedy mieszkam w Polsce, najczęstsze pytanie do mnie to „Gdzie mogę zjeść dobry makaron lub pizza?”. Wtedy zapytam „w jakim mieście?” i zaczyna się moja lista.

Ja, Włoch, człowiek bardzo wybredny (niestety) od urodzenia, potrzebuje dobrze jeść żeby funkcjonować. U mnie (jeszcze raz piszę „niestety”) nie ma że jedzenie „może być” – jedzenie MUSI być super bo jak źle jem to źle się czuje a do tego robię się nerwowy i nie do zniesienia.

Po wielu latach w branży gastronomicznej wiem jak restauracje działają, co zamawiają, gdzie kupują, co jest oryginalne a co nie. Każda podróż to testowanie i świadomość że jak źle jem mój trening może się nawet nie odbyć lub że start będzie porażką (jeszcze dziś dziękuję pseudo-kucharzowi z Wrocławia który wysłał mnie 2 razy wymiotować przed Półmaratonem nocnym.  Próby trwały kilka lat i dalej trwają, dlatego przygotowałem i dalej będę przegotował listę dla Was.

Jeśli uznam że coś jest naprawdę dobry to znaczy że jest NAPRAWDĘ dobry (moi znajomi wiedzą że mogą mi ufać).

Zakopane mówiliśmy..tak. Pierwszy raz tu trenowałem, trzeci raz tu byłem i jeszcze 3 dni temu nie miałem żadnego poważnego kandydata na notoryczne pytanie : „Chris gdzie możemy zjeść przed startem lub podczas obozu?”.

Odpowiedz teraz jest i ta restauracja jest w moim top 3 w Polsce :

LE CHALET – Murzasichle .

Trafić tam samemu jest prawie niemożliwe, tę knajpę trzeba po prostu znać. Dwa lata temu koleżanka z bardzo znanego bloga kulinarnego w Polsce powiedziała mi że akurat parę km od Zakopanego jest najlepsza włoska restauracja/pizzeria w całej Polsce. Dziwnie co? Nie Warszawa, nie Kraków...Murzasichle i, ah no tak, że Włoch prowadzi knajpę. Najpierw moje pierwsze pytanie nawet był „a co robi Włoch w Murzasichle?” bo nawet nie wiedziałem gdzie to jest!

Wielkanoc była świetną okazją żeby testować to miejsce, rano pobiegłem na Kasprowy, tam gdzie pogoda pozwoliła bo potem już nic nie widziałem, nawet szlaku, potem 90% trasy na Giewont z żoną, na luzie ale też w trudnych warunkach...w sumie jak poszedłem do środka i widziałem że jest kominek pomyślałem że tylko to co naprawdę miałem w głowie od paru godzin to był FOOD!

Przed Ultra mój wybór jest zawsze pomiędzy makaronem a pizzą.Pizza wchodzi w grę tylko jeśli jest lekka, smaczna i nie taka że będę musiał się budzić w nocy 25 razy żeby pić . Makaron z kolei musi być al dente i lekki (przed treningiem lub startem wolę z pesto z bazylii ale mam też inne warianty).
Na drzwiach jest pewna informacja : „W tej restauracji podajemy potrawy według tradycyjnych włoskich przepisów, dlatego do pizzy nie podajemy sosów typu ketchup”. Pierwszy znak tradycji włoskiej. Drugi znak : piec opalany drewnem, tak jak przewiduje neapolitańska tradycja.

Moja trasa kulinarna 2-etapowa (bo dzień później wróciłem) rozpoczeła się z włoską Focaccią i z Caprese z mozzarellą z bufalii – ciasto nietypowe, chrupiące, bardzo przyjemne. Sałatka bardzo dobra, bo była chyba najlepszą mozzarellą którą jadłem w Polsce.
Pizza ze speckiem i serem mascarponem była fenomenalna, składniki są bardzo dobrej jakości bo właściciel sam jeździ do Włoch żeby je kupić i to koło Parmy-Stolica gastronomiczna według UNESCO. Byłem po 25 km treningu i dlatego zjadłem taką pizzę, przed startem bym nie polecał bo sam mascarpone ma 80% tłuszczu i nie da się trawić od razu. Żona zamówiła Tortelli d’erbetta na maśle, czyli większe ravioli ze szpinakiem (oryginalna wersja jest ze szczawiem) : super.
Makaron alla puttanesca zdał test na 5+, dla mnie po prostu rewelacja : sos pomidorowy to zawsze dobra opcja pod warunikiem że pomidory nie są kwaśne a tu tego problemu nie było. Kapary, oliwki i anchois to klasyczny włoski zestaw, lekki i zmaczny, polecam o każdej porze.
Jeśli chcecie świętować po udanym starcie lub chcecie zapomnieć o porażce to zamawiajcie Tartufo nero affogato w gorącej czekoladzie (dla niewtajemniczonych wyjaśniam że jest to duża kula czekoladowych lodów która kryje w sobie mniejszą lodową kulę o smaku likieru. Całość jest podana w pucharku wypełnionym gorącą płynną czekoladą), gwarantuję że to bajka.


P.s : Magda Gessler w porówniu do żony właściciela, Pani z Murzasichla w wieku ok. 60 lat, to pikus. Raczej nie ppolecam zapytać czy można coś robić bardziej po polsku, może się traumatycznie skonczyć J