poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Z serii „Terzoni poleca” : gdzie jeść w Zakopanem


Od kiedy mieszkam w Polsce, najczęstsze pytanie do mnie to „Gdzie mogę zjeść dobry makaron lub pizza?”. Wtedy zapytam „w jakim mieście?” i zaczyna się moja lista.

Ja, Włoch, człowiek bardzo wybredny (niestety) od urodzenia, potrzebuje dobrze jeść żeby funkcjonować. U mnie (jeszcze raz piszę „niestety”) nie ma że jedzenie „może być” – jedzenie MUSI być super bo jak źle jem to źle się czuje a do tego robię się nerwowy i nie do zniesienia.

Po wielu latach w branży gastronomicznej wiem jak restauracje działają, co zamawiają, gdzie kupują, co jest oryginalne a co nie. Każda podróż to testowanie i świadomość że jak źle jem mój trening może się nawet nie odbyć lub że start będzie porażką (jeszcze dziś dziękuję pseudo-kucharzowi z Wrocławia który wysłał mnie 2 razy wymiotować przed Półmaratonem nocnym.  Próby trwały kilka lat i dalej trwają, dlatego przygotowałem i dalej będę przegotował listę dla Was.

Jeśli uznam że coś jest naprawdę dobry to znaczy że jest NAPRAWDĘ dobry (moi znajomi wiedzą że mogą mi ufać).

Zakopane mówiliśmy..tak. Pierwszy raz tu trenowałem, trzeci raz tu byłem i jeszcze 3 dni temu nie miałem żadnego poważnego kandydata na notoryczne pytanie : „Chris gdzie możemy zjeść przed startem lub podczas obozu?”.

Odpowiedz teraz jest i ta restauracja jest w moim top 3 w Polsce :

LE CHALET – Murzasichle .

Trafić tam samemu jest prawie niemożliwe, tę knajpę trzeba po prostu znać. Dwa lata temu koleżanka z bardzo znanego bloga kulinarnego w Polsce powiedziała mi że akurat parę km od Zakopanego jest najlepsza włoska restauracja/pizzeria w całej Polsce. Dziwnie co? Nie Warszawa, nie Kraków...Murzasichle i, ah no tak, że Włoch prowadzi knajpę. Najpierw moje pierwsze pytanie nawet był „a co robi Włoch w Murzasichle?” bo nawet nie wiedziałem gdzie to jest!

Wielkanoc była świetną okazją żeby testować to miejsce, rano pobiegłem na Kasprowy, tam gdzie pogoda pozwoliła bo potem już nic nie widziałem, nawet szlaku, potem 90% trasy na Giewont z żoną, na luzie ale też w trudnych warunkach...w sumie jak poszedłem do środka i widziałem że jest kominek pomyślałem że tylko to co naprawdę miałem w głowie od paru godzin to był FOOD!

Przed Ultra mój wybór jest zawsze pomiędzy makaronem a pizzą.Pizza wchodzi w grę tylko jeśli jest lekka, smaczna i nie taka że będę musiał się budzić w nocy 25 razy żeby pić . Makaron z kolei musi być al dente i lekki (przed treningiem lub startem wolę z pesto z bazylii ale mam też inne warianty).
Na drzwiach jest pewna informacja : „W tej restauracji podajemy potrawy według tradycyjnych włoskich przepisów, dlatego do pizzy nie podajemy sosów typu ketchup”. Pierwszy znak tradycji włoskiej. Drugi znak : piec opalany drewnem, tak jak przewiduje neapolitańska tradycja.

Moja trasa kulinarna 2-etapowa (bo dzień później wróciłem) rozpoczeła się z włoską Focaccią i z Caprese z mozzarellą z bufalii – ciasto nietypowe, chrupiące, bardzo przyjemne. Sałatka bardzo dobra, bo była chyba najlepszą mozzarellą którą jadłem w Polsce.
Pizza ze speckiem i serem mascarponem była fenomenalna, składniki są bardzo dobrej jakości bo właściciel sam jeździ do Włoch żeby je kupić i to koło Parmy-Stolica gastronomiczna według UNESCO. Byłem po 25 km treningu i dlatego zjadłem taką pizzę, przed startem bym nie polecał bo sam mascarpone ma 80% tłuszczu i nie da się trawić od razu. Żona zamówiła Tortelli d’erbetta na maśle, czyli większe ravioli ze szpinakiem (oryginalna wersja jest ze szczawiem) : super.
Makaron alla puttanesca zdał test na 5+, dla mnie po prostu rewelacja : sos pomidorowy to zawsze dobra opcja pod warunikiem że pomidory nie są kwaśne a tu tego problemu nie było. Kapary, oliwki i anchois to klasyczny włoski zestaw, lekki i zmaczny, polecam o każdej porze.
Jeśli chcecie świętować po udanym starcie lub chcecie zapomnieć o porażce to zamawiajcie Tartufo nero affogato w gorącej czekoladzie (dla niewtajemniczonych wyjaśniam że jest to duża kula czekoladowych lodów która kryje w sobie mniejszą lodową kulę o smaku likieru. Całość jest podana w pucharku wypełnionym gorącą płynną czekoladą), gwarantuję że to bajka.


P.s : Magda Gessler w porówniu do żony właściciela, Pani z Murzasichla w wieku ok. 60 lat, to pikus. Raczej nie ppolecam zapytać czy można coś robić bardziej po polsku, może się traumatycznie skonczyć J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz